piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 22

''-Brakuje mi jakieś pięć centymetrów.-powiedziałam do chłopaka, a ten tylko podrzucił mnie lekko i przesunął ręce na tył moich ud, przez co dłonie chłopaka były bardzo blisko tylnej części mojego ciała. 
-Co za debil włożył ją tak wysoko?- spytał Paweł przez co się zaśmiałam.
-Ten debil na którego właśnie czekasz.- powiedziałam i złapałam pasek od torebki.
-Dobra mam.- powiedziałam. 
W chwili w której Paweł miał mnie odstawić na podłogę drzwi od mojego pokoju się otworzyły.
-Zapomniałem telefo...- w tedy moje spojrzenie jak i spojrzenie Pawła skierowało się na stojącego w drzwiach zdziwionego Janka. ''

-Ymm, przeszkodziłem wam w czymś?- spytał zdezorientowany
-Co?Nie!-szybko odpowiedziałam.
-Wygląda na coś innego.-powiedział i skrzyżował ręce na piersi.
Spojrzałam na Pawła który dalej trzymał mnie na rękach.
-Wiesz że możesz mnie już puścić?-zaśmiałam się.
-Wróciłem!
Do moich uszu dobiegł głos Kacpra który właśnie wszedł do mojego pokoju. Świetnie.
-Łoł. A co się tu dzieje?-szturchnął Janka łokciem.
-Nic, twoja siostra obściskuje się właśnie z Pawłem i niestety jej przeszkodziłem.- szybko odpowiedział Janek.
-Co!? Z nikim się nie obściskuje! 
-Wygląda trochę inaczej z tej strony.-powiedział Kacper.
-Paweł...Czy możesz mnie do cholery wreszcie puścić?-wysyczałam przez zęby.
Paweł postawił mnie na ziemi, a ja mu podziękowałam za pomoc. W tedy razem z Kacprem wyszli z mojego pokoju a ja zostałam sama z Jankiem.
-Dziękujesz mu za pomoc w obściskiwaniu?-rzucił chamsko.
-Nie obściskiwałam się z nim!-wrzasnęłam
Janek popatrzył na mnie jak na idiotkę. Zaczął szukać swojego telefonu, i gdy wreszcie znalazł go pod poduszką na moim łóżku miał wychodzić.
-Idę możesz kontynuować obściskiwanie z Pawełkiem.-zagestykulował dziwnie rękoma.
-Z nikim się do jasnej cholery nie obściskiwałam!
-To wyglądało inaczej gdy jego ręce macały twoją dupę! Jego pieprzone ręce, trzymały coś czego nie powinny!-wrzasnął a ja stałam zszokowana jego słowami.
-Wiesz co Janek? Nic ci do tego, gdzie, kto i w jaki sposób trzyma mnie i moją dupę a teraz stąd wyjdź!-wypchnęłam chłopaka z pokoju i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Nie słyszałam przez chwilę żadnych dźwięków po drugiej stronie do póki Janek nie powiedział cichego ''kurwa''. A potem walnął pięścią w drzwi. Naprawdę dojrzale...
-I nie wal w moje pieprzone drzwi!-wrzasnęłam.

Z perspektywy Janka:
Kurwa co to było? Jestem pewien że gdybym tam nie wszedł to by się do niej dobierał. W końcu już ją obmacywał. Zresztą nie wiem czemu się tak wkurzam. Nie jest moją dziewczyną i to nie moja sprawa. 
Zszedłem po schodach na dół gdzie siedział Kacper.
-Paweł już poszedł?-spytałem
-Ta przyszedł tylko po swoją płytę. -odpowiedział na co skinąłem głową. -O której wylatujecie w sobotę?
 -Samolot mamy o dziewiątej więc po ósmej musimy wyjechać żeby być tam przed czasem.
-To powodzenia w sobotę po dziesiątej...-zaczął się śmiać, a ja kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi. 
-Z czego się śmiejesz?- spytałem
-No z Łucji, sam chciałbym to zobaczyć po raz drugi.- zaczął się głupio uśmiechać. 
-Możesz mi wreszcie wyjaśnić o co ci biega? 
-No najpierw jest waza którą nazwałem: a jak on spadnie? Potem zaczyna się panikowanie i opowiada jak to widziała w telewizji że samolot spad. Potem panikuje a ludzie sie patrzą jak na idiotów. Już to raz przeżyłem.- powiedział spokojnie ale z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-Co ma to wspólnego z Łucją? 
- No bo to o niej. Przecież ona się boi latać samolotami.- powiedział, a mnie zamurowało. 
-Żartujesz prawda?-spytałem.
-Yyy nie, nie mówiła ci?
-Nie!-powiedziałem trochę głośniej niż powinienem. 
-Wiesz a mi dulczy o tym od dwóch dni. Że co będzie jak samolot spadnie czy coś.-wzruszył ramionami.
Bez powiedzenia ani jednego słowa wstałem z kanapy i skierowałem się do pokoju Łucji.

Z perspektywy Łucji:
Po tym całym zamieszaniu z Pawłem nie mam już dziś na nic nastroju. Naprawdę nie wiem o co Janek się tak wścieka.  Przecież nic takiego, o czym on myśli nie miało miejsca. A nawet jeśli to nic mu do tego. Nie wiem dla czego nie możemy wytrzymać ze sobą nawet tygodnia bez jakiejkolwiek sprzeczki. Zawsze albo ja sprowokuję jakaś sprzeczkę alb on. I to za nic. Zupełnie bez powodu. 
-Mogę wejść?-spytał Janek który właśnie otworzył drzwi od mojego pokoju. 
-Ym ta, co się stało?-spytałam
-Wiesz chce porozmawiać o twoim problemie. 
-O jakim problemie?-spytałam zdziwiona
-Łucja nie musisz udawać. Wiem ze boisz się latać samolotem.-powiedział i usiadł obok mnie na łóżku. Świetnie. Mogłam się tego spodziewać że Kacper wszystko mu wygada. 
-Ja... Skąd to wiesz? Kacper ci powiedział prawda?-spytałam.
-Czyli to jednak prawda? Czemu mi o tym nie powiedziałaś Łucja?
-Ja, nie wiem. Nie chciałam żebyś wiedział. Znaczy... Po prostu zależało ci na tym żebyśmy tam zaśpiewali, więc nie chciałam cię zawieźć po prostu.- powiedziałam patrząc na swoje ręce.
-Łucja...-złapał mój podbródek i uniósł do góry tak żebym spojrzała na niego.
-Przepraszam...-powiedziałam.
-Nie masz mnie za co przepraszać. I nie zawiodła byś mnie. Po prostu mogłaś mi powiedzieć. Wymyślilibyśmy coś żebyś nie musiała lecieć samolotem.- powiedział. 
-Ale musimy. 
-Teraz niestety już tak. Bilety są kupione a my wylatujemy za dwa dni.- powiedział,  a mi na samą myśl zrobiło się niedobrze. -Hej, będzie dobrze- dokończył. 
-Tak, chyba tak...-powiedziałam, mim tego że wiedziałam że to będzie tragedia. 
-A tak w ogóle, to chciałem przeprosić za te całą akcje.Głupio wyszło.
-Nie, nic się nie stało Janek.-powiedziałam chcąc uniknąć niepotrzebnej kutni. -Może poćwiczymy piosenkę? I tak nie mam nic do roboty.-zaproponowałam.
-Dobry pomysł.-uśmiechnął się.

Dwa dni potem. Sobota:
-Łucja wstawaj!- słyszę przez sen głos Janka, ale nic sobie z tego nie robię. W końcu to tylko sen. 
-Wiesz stary, ona chyba nie ma zamiaru wstać.- tym razem głos Kacpra słyszę w mojej głowie. 
-Czyli co? Nasza radykalna pobudka?-mówi Janek. Chwila. Boże tylko nie to! 
Zanim zdążam się podnieść, mokra ciecz ląduje na moim ciele, a ja podnoszę się oszołomiona. Chłopcy zaś śmieją się ze swojej małej pobudki. 
-Naprawdę bardzo śmieszne!-wrzeszczę, i wstaję z łóżka. 
-No co? Nie dało rady cię obudzić.-powiedział Kacper.
-Mogliście mnie jakoś szarpnąć, a nie wylewać na mnie od razu zimną wodę wy idioci!-wrzeszczę, i wymachuję rękoma.
-Dobra, jezu już uspokój się i lepiej się ubieraj bo za czterdzieści minut wyjeżdżamy.-mówi Janek. 
Chłopcy wychodzą z pokoju, a ja pierwsze co robię to idę pod prysznic. Letnia woda odbija się o moje ciało, dzięki czemu się relaksuje. Nie trwa to jednak długo, bo po chwili jestem już w pokoju susząc moje mokre włosy. Zrobiłam lekki makijaż, i założyłam spodenki z wysokim stanem z flagą Wielkiej Brytanii, zwykłą bokserkę i na wierzch dżinsową koszulę. Zeszłam na dół z moją walizką i torbą poręczną.
-Ile mamy jeszcze czasu?-spytałam Janka, który siedział w salonie z Kacprem.
-Piętnaście minut, zdążysz coś zjeść.-powiedział.
-Ym, wolę później nie mieć czym puścić pawia.
Kacper zaczął się śmiać, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Zamknij się lepiej i powiedz gdzie jest mama?-spytałam 
-A gdzie ma być? W pracy.-wzruszył ramionami
-W sobotę, serio?
-Za nią się nie trafi-odpowiedział.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę z Kacprem, po czym Janek powiedział że powinniśmy się już zbierać. Zabrał moją walizkę i skierował się w stronę auta pod swoim domem.Ja pożegnałam się z Kacprem a ten życzył mi miłego lotu. Idiota. 
-Mój ojciec będzie ze swoim pomocnikiem ze szkoły.-poinformował mnie Janek na co przytaknęłam tylko głową. 
Chwile potem siedziałam już w aucie z ojcem Janka, jego współpracownikiem i oczywiście Jankiem. Nic nie mówiłam, tak samo jak Janek. Wydaje mi się że po prostu nie chciał mnie denerwować. Za to panowie z przodu rozmawiali non stop. 
Tak czy inaczej wreszcie dojechaliśmy na lotnisko. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. W sumie nie wiem dla czego, ale nienawidzę latać samolotami. Leciałam tylko raz i dziękuje bardzo. Więcej tego nie powtórzę. Dobra bynajmniej miałam taki zamiar, ale najwidoczniej nie wypaliło.
Na lotnisku byliśmy pół godziny przed czasem, przez co spokojnie mogliśmy przejść przez odprawę samolotową. W sumie nie zajęło nam to dużo czasu i po paru minutach usłyszałam te piekielne słowa które informowały o tym że możemy wsiadać do samolotu. Wzięłam moją torebkę, i skierowałam się z Jankiem za jego ojcem. Nim się obejrzałam już siedziałam na jednym z siedzeń obok Janka. Jego ojciec miał miejsce w zupełnie innym miejscu niż my obok swojego pracownika. Pewnie dyskutowali o jakiś ważnych sprawach związanych z jutrzejszym występem, którym w tej chwili najmniej się przejmowałam. Zaraz mieliśmy startować i to był mój problem.
-A co jak spadniemy Janek?-spytałam zresztą jak co chwilę
-Łucja uspokój się będzie dobrze.- odpowiedział tak jak zawsze. 
-Nie Jasiek, nie będzie. Ja chce wyjść z tego latającego pudła, i..i chcę być na ziemi zdrowa i żywa!-wrzasnęłam przez co kilka osób się na nas spojrzało.
-Proszę wszystkich o zapięcie pasów za chwilę startujemy.-usłyszałam głos w megafonie, przez co jeszcze bardziej spanikowałam. 
-Łucja! Posłuchaj mnie. Nic ci się nie stanie, jestem przy tobie i będę cały czas. Nie bój się wszystko będzie dobrze.- powiedział Jasiek i złapał mnie za rękę. Nasze splecione ręce leżały na podparciu fotela, podczas gdy Jasiek co chwila mówił mi żebym się nie bała. Nawet nie wiem kiedy wystartowaliśmy, i kiedy zasnęłam. Ważne że mam to za sobą i  jestem już na miejscu. Witaj Londynie. 

8 komentarzy:

  1. Nie umialam sie doczekac tego rozdzialu ! Jest oszalamiajacy *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny. Dobrze napisany. Ciekawy. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział mordko 。^‿^。

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe. Zapowiada się jeszcze ciekawiej. Miejmy nadzieję, że wszystko z występem się uda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe. Zapowiada się jeszcze ciekawiej. Miejmy nadzieję, że wszystko z występem się uda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny *_* Czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń