poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 16

 PROSZĘ PRZECZYTAĆ ROZDZIAŁ DO KOŃCA ORAZ NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM! 

''-Kacper co się stało!? Co on wam zrobił!?- wrzasnęłam do telefonu tak głośno że nawet mnie zabolał bębenek w uchu. 
-Łucja, to co ci teraz powiem to nie będzie nic dobrego i ...- nie pozwoliłam mu dokończyć
-Kacper! Mów do cholery co się stało!
-On nie żyje Łucja... Nie żyje...''

Miesiąc. Minął równy miesiąc od jego śmierci. Ten czas tak szybko minął. Był to chyba najszybszy miesiąc w moim dotychczasowym życiu. 
Oczywiście pierwsze dni były dla mnie tragiczne. Totalnie się załamałam. Wiedziałam że to co się stało to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym nie pakowała się w te znajomość, gdyby przeze mnie nie wyszło z tego tyle kłopotów... On. On nadal by żył. 
Nie robiłam nic całe dnie. Siedziałam tylko u siebie w pokoju na siedzisku przy oknie i wpatrywałam się dom Janka z myślą że chłopak się tam pojawi... Za każdym razem gdy tak się nie działo pojedyncze łzy spływały po moich polikach, lecz po chwili zamieniały się one w szloch którego nie umiałam opanować.  Wiedziałam że to moja wina że Jasiek jest teraz, tam gdzie jest. Gdyby nie to że kazałam mu iść za Kacprem może nic takiego by się nie stało? Może siedział by tu teraz ze mną, trzymał w ręku gitarę i uczył grać jak to przed paroma tygodniami robiliśmy? A może po prostu bylibyśmy na spacerze w parku? W głowie miałam milion tego typu pytań na minutę. Nie umiałam sobie z tym poradzić... 
Oczywiście Kacper pocieszał mnie, i mówił że to nie moja wina. On sam też siebie obwiniał... Twierdził że gdyby zareagował w porę Jaśkowi by się nic nie stało. I tak oto mijały pierwsze dni. Na obwinianiu się. 
Po tygodniu od tej nieszczęśliwej wiadomości przyszedł czas by stawić czoła i pójść na policję złożyć zeznania. Oczywiście byłam proszona o to już wcześniej, lecz zawsze starałam się to przełożyć. Po prostu nie chciałam o tym gadać, jednak mojej mamie i Kacprowi który miał już to za sobą udało się mnie w końcu do tego przekonać. 
Na komendę pojechałam oczywiście z Kacprem bo mama jak zwykle była czymś zajęta. Nie to że bym narzekała na Kacpra ale strasznie mnie irytował. Ciągłe powtarzanie ,,nie denerwuj się'' nie sprawi że przestane się denerwować! W końcu po czekaniu ponad godziny na korytarzu, dosyć młoda policjantka zaprowadziła mnie do nawet przytulnego pokoju. Nie tak to sobie wyobrażałam. Myślałam że będzie tu raczej szaro, zero półek czy jakichkolwiek mebli. Jedynie co by było w pomieszczeniu to stół na środku i dwa krzesła oczywiście jedno zajęte przez jakiegoś ,,mięśniaka'' który miałby mnie przesłuchać. 
Jednak było zupełnie inaczej. Pomieszczenie było przytulne. Ściany pomalowany na biały kolor, kanapa o beżowym odcieniu, stolik do kawy obok niego i jeszcze kilka szafeczek z jakimiś dokumentami. A zamiast ,,mięśniaka'' była miła brunetka trochę wyższa ode mnie.  Gdy myślałam że ,,przesłuchanie'' się zacznie do pomieszczenia weszła kolejna kobieta. Tym razem była to niska blondynka z drobną nadwagą. Posłała mi uśmiech po czym przywitała się z brunetką. Jak się później okazało blondynka była psychologiem policyjnym. To ona miała ze mną porozmawiać z ważywszy na mój wiek i relacje z Jaśkiem i Kamilem. 
Przesłuchanie trwało ponad dwie godziny. Wypytywali mnie między innymi o to jakie miałam relacje z chłopakami, o to co dokładnie stało się tamtego dnia czy też o ten dzień gdy zostałam pobita przez Kamila. I tak minął pierwszy tydzień. 
Na początku drugiego tygodnia odbył się pogrzeb, i muszę przyznać że nie wspominam tego za dobrze. Spojrzenia wielu osób były skierowane w moim kierunku. Mieli o mnie to samo zdanie co ja. To ja byłam temu winna, wiedzieli to tak samo dobrze jak ja. Wielu ludzi podchodziło do trumny by pożegnać się ten ostatni raz. Ja sobie to odpuściłam. Nie chciałam tam  podchodzić, nie chciałam tego widzieć. Ceremonia była krótka ale bardzo emocjonalna dla wielu osób. Kilka starszych pań popłakiwało w koncie kościoła, niektórzy wycierali łzy z polików a ja? Ja stałam tam jak słup i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. To było na prawdę dziwne uczucie... Takie obce. 
Z kościoła skierowałam się z Kacprem na cmentarz. Stałam w oddali i dopiero w tedy gdy ludzie powoli zbierali do swoich domów z cmentarza powoli ruszyłam w stronę grobu. Nie było przy nim już nikogo, zostałam tylko ja i Kacper. 
Staliśmy w ciszy, żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Dochodziły do mnie tylko dźwięki wiejącego wiatru. W pewnym momencie usłyszałam coś jeszcze. 
-Kacper, słyszysz to?- szturchnęłam brata łokciem w bok na co się wzdrygnął. Staliśmy jeszcze chwile nasłuchując  skąd pochodzi owy dźwięk. 
-To nie czasem twój telefon wibruje? - spytał lekko rozbawiony moim zdenerwowaniem. Szybko odpięłam moją torebeczkę po czym wyciągnęłam z niej telefon. Faktycznie. Dzwoniła moja mama, jednak nie zdążyłam odebrać. Już miałam do niej oddzwaniać gdyby nie to żę tym razem to telefon Kacpra zaczął dzwonić. 
-Halo? Tak mamo... Coś się stało? Co!? Jak to? Dobra już jedziemy. - odpowiadał szybko na pytania mamy, po czym się rozłączył i bez słowa skierował się w stronę auta. Machnął do mnie ręką bym poszła za nim, więc tak zrobiłam. Wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się w stronę centrum. 
-Gdzie jedziemy?- spytałam Kacpra po chwili ciszy.
-Do mamy.
-A dokładniej?
-Do szpitala Łucja. Jedziemy do szpitala.- pierwsze o czym pomyślałam po tych słowach to ,,Tylko nie to''.
Moje serce zaczęło walić tak mocno że zaczęłam się obawiać że niedługo wyskoczy mi z piersi. 
Z każdą minutą, z każdą przecznicą bliżej waliło ono coraz mocniej. W końcu dojechaliśmy. Od razu pobiegliśmy z Kacprem pod sale w której stała moja mama. 
-Wybudził się.- powiedziała prosto do mojego ucha gdy się do niej przytuliłam. Stałyśmy tak jeszcze chwilę, póki nie przerwałam tego momentu. 
-Musze się z nim zobaczyć.
-Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł Łucja... - zaczęła moja mama swoim wolnym i spokojnym tonem głosu. 
-Nie rozumiesz! Ja muszę się z nim zobaczyć!- wrzasnęłam na cały korytarz przez co oczy kilkunastu osób skierowały się w moją stronę. 
-Dobrze... pójdę załatwić to z lekarzem. Ale wiedz że jeśli nie chcesz to.... 
-Chcę.- powiedziałam bez namysłu. W tedy moja mama się odwróciła i znikła za rogiem korytarza by po chwili wrócić z lekarzem. 
-Dobrze może pani do niego wejść ale tylko trzy minuty- rzekł swoim ochrypłym głosem, na co tylko skinęłam głową. 
Drzwi się otworzyły, a ja niepewnie weszłam do środka. 
Jasne ściany, jasne łóżko i jasna podłoga. Wszędzie ta przygnębiająca biel szpitalna. Stąpałam po cichu w stronę łóżka gdy postać leżąca na nim skierowała głowę w moją stronę. Boże.
-Łucja?- rzekł wolno. Miał taki chrypkowaty głos, taki przemęczony. Zupełnie jak by przespał z tydzień. Jezu dziewczyno co ty gadasz, przecież on właśnie spał ponad dwa tygodnie!
-Jasiek...- rzekłam a do moich oczu napłynęły łzy. I były to pierwsze od dwóch tygodni łzy szczęścia. 
_________________________________________
WITAJCIE witajcie xdd 
Nie wiem co napisać więc daje linka do zakładki bohaterowie bo ją uzupełniłam :D 
ZAPRASZAM !



poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 15

Coś co powinno być na końcu ale dam na początku, bo większa prawdo podobnoś że ktoś to przeczyta. 
Hej,hej,hej! Długo mnie tutaj nie było za co chciałabym was bardzo przeprosić ;) Nie wiem czy to przez to że nie miałam totalnie humoru na pisanie ff, czy przez to że miałam lekkiego nygusa  ale tak się złożyło że nie było mnie równy miesiąc. 
Nie przeciągając dłużej jeszcze raz was przepraszam, i zapraszam na długo wyczekiwany rozdział ;) 

''Nad łukiem brwiowym miała lekkie rozcięcie, przez uderzenie Kamila, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
-Ja już wiem kto mnie w tedy pobił...''


Z perspektywy Łucji:
Wystarczył jeden cios. Jeden porządny cios, aby wydarzenia z tamtego dnia do mnie wróciły. Obrazy przelatywały przez moją głowę  tak, jak bym oglądała ścieżki z jakiegoś filmu. Te oczy. To jak jego dłoń ściskała mój nadgarstek. I cios. Mnóstwo ciosów. Postać Janka, kolejne ciosy i ten potworny ból. 
Wystarczyła jedna chwila by wszystkie wspomnienia z pobicia do mnie wróciły. Jego oczy... Nie były już zielono-szmaragdowe, lecz ciemne, przepełnione gniewem. Wiedziałam. Wiedziałam że już gdzieś je widziałam. 
W tym momencie przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli na minutę, ale jedna ta która nie daje mi spokoju to- dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? 

Z perspektywy Jasia: 
-Łucja? Powiedz coś... - powiedziałem do dziewczyny niepewnym głosem. Stała w korytarzu przez ponad trzy minuty nie ruszając się z miejsca i patrząc ciągle w jeden punkt na ścianie. 
-Ja... - ledwo otworzyła usta. Zachowywała się tak jak by zobaczyła ducha. Ręce miała spuszczone wzdłuż ciała, szeroko otworzone oczy, które patrzyły ciągle w to samo miejsce, i usta które były zamknięte lecz co chwile się otwierały. Tak jak by Łucja chciała coś powiedzieć, ale coś nie dawało by jej takiej możliwości. 
Nagle dziewczyna zachwiała się na nogach, a jedna z jej rąk znalazła się na ścianie, a druga na głowie. Złapałem chwiejącą się Łucję w tali i pomogłem jej dość do salonu. Posadziłem dziewczynę na kanapie, i ruszyłem w stronę kuchni.  Nalałem do szklanki wody po czym jej ją zaniosłem. 
Usiadłem na przeciwko niej, na szklanym stoliku do kawy i podałem dziewczynie szklankę z płynem. Wzięła ją i powiedziała cichutkie ,,dziękuje'', po czym wypiła powoli całą wodę. 
-Słuchaj Łucja, ja nie chcę na ciebie ani trochę naciskać. Jeśli nie chcesz nie musisz mi mówić o co chodzi. Chcę tylko żebyś wiedziała że się o ciebie martwię.- przekazałem jej cichym i spokojnym tonem. Łucja uniosła oczy ze swoich dłoni, na moją twarz. Jej spojrzenie było takie nie do opisania. Nie widziałem w nim niczego oprócz zdezorientowania. 
-Janek... to, to Kami. To on mnie i ciebie w tedy pobił. Jestem tego pewna w stu procentach. Możesz uważać inaczej, pomyśleć że się mylę... ale ja to po prostu wiem Jasiek. - jej głos drżał. Znów spuściła głowę, ale nadal mogłem zauważyć jej policzki po których zaczęły spływać pojedyncze łzy.
Chwyciłem jej podbródek w moją dłoń i nakierowałem jej twarz na moją. Kciukiem otarłem łzę spływającą po jej twarzy, na co dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-Ja nie wiem co o tym myśleć Łucja. Ja..
-Nie wierzysz mi prawda?- ton jej głosu nie był smutny, był bardziej zawiedziony, a ja czułem się przez to jak palant.
-To nie tak że ci nie wierzę, ja po prostu...Po prostu to jest jakieś dziwne, czemu miałby to robić? - na prawdę tego nie rozumiem. To wszystko jest strasznie zagmatwane. 
-Sama nie wiem. Nie wiem nawet czy to na pewno on. Ale, te oczy ... nie dają mi spokoju. Były dokładnie takie jak tamtego dnia. Ciemne, przepełnione gniewem. I ten jego podniesiony głos... Janek a jeśli to na prawdę on? Co ja mam zrobić?
-Nie wiem. Na prawdę nie wiem. Powinnaś obgadać to z Kacprem. Może pójdziecie na policje i złożycie zeznania czy coś? Jedno jest pewne. Skoro jesteś przekonana w wielkim stopniu że to on powinnaś coś z tym zrobić.- powiedziałem niepewny swojej wypowiedzi. Łucja złapała mnie za rękę, co bardzo mnie zdziwiło, spojrzała w moje oczy i zaczęła mówić wolnym i stonowanym głosem.
-Dziękuje ci. Za to co zrobiłeś, i za to co dla mnie robisz. Na prawdę dla mnie to wiele znaczy, i jestem ci za to bardzo wdzięczna... Przez ostatnie tygodnie dużo się zmieniło, i wiem że często  traktowałam cię chamsko. Ale jednego jestem pewna... Jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób Janek.- jej mała dłoń puściła moją rękę by chwile potem znaleźć miejsce na moim policzku. Przejechała lekko swoim kciukiem po mojej dolnej wardze, a jej usta zbliżyły się do moich. 
Nim zdążyły się złączyć, drzwi frontowe po raz kolejny zahuczały od głośnego pukania. 
-Idę!- wrzasnęła Łucja po czym wstała i poszła do korytarza. 
-Nie możesz nosić ze sobą kluczy idioto?!- kolejny wrzask Łucji dobiegł do moich uszu. Zaśmiałem się sam do siebie z jej poirytowania. 
-Nie.- rzekł spokojnie Kacper i chwilę potem znalazł się w salonie. Przywitałem się z chłopakiem, po czym dołączyła do nas Łucja. 
-Co to do cholery jest?!- zerwał się z miejsca, i podszedł do Łucji. Chwycił w dłoń jej podbródek i przekręcił jej twarz w stronę światła wchodzącego przez okno. 
-To...to nic takiego Kacper.-zająkała się Łucja po czym usiadła na kanapie. 
-Jak to nic takiego? Masz rozcięty łuk brwiowy!-wrzasnął tym razem Kacper. -Janek? - zwrócił się do mnie. Jego wzrok przeskakiwał to ze mnie na Łucje, a to z Łucji na mnie.
-Łucja albo ty mu powiesz, albo ja to zrobię.- powiedziałem Łucji po czym wstałem i stanąłem obok Kacpra.
Kolejne pół godziny Łucja spędziła na tłumaczeniu Kacprowi co tak właściwie się tutaj stało. O tym jak Kamil wpadł do mieszkania i ją uderzył. O tym jak przypomniał jej się tamten dzień gdy została pobita, i to że jest pewna że to Kamil.
-Zabije go. Zabije!- to było to co powiedział Kacper zaraz po tym gdy Łucja skończyła swoja przemowę. 

Wstał z miejsca, i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je z hukiem i wyszedł na ulicę kierując się w stronę parku. Łucja i ja od razu zrozumieliśmy gdzie poszedł, to było pewne że szuka Kamila. Dziewczyna zaczęła panikować, i obwiniać się o wszystko co się stało. 
-Janek, proszę cię idź za nim! Powstrzymaj go, nie chcę by miał przeze mnie problemy,proszę cię...- nie zastanawiałem się długo. Wziąłem moją bluzę i założyłem ją na siebie po czym wyszedłem z domu, i skierowałem się w stronę w którą poszedł Kacper. Oby nie odwalił czegoś czego będzie żałował. 

Z perspektywy Łucji: 
Minęły dwie godziny. Dwie godziny od kąt Kacper i Janek wyszli z domu. Żaden z nich się ze mną nie kontaktował, ani nie dawał o sobie znaku życia. A co jeśli im się coś stało? Co jeśli Kamil był z kolegami? Boże tylko nie to. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu, który najwyraźniej dzwonił. Podbiegłam szybko do niego, a kamień spadł mi z serca gdy ujrzałam na wyświetlaczu napis KACPER. Odebrałam szybko telefon, i niemal że wydarłam się chłopakowi do słuchawki. 
-Kacper!? Gdzie wy jesteście? Czemu nie odbieraliście telefonów!? Co wy do cholery robicie?
-Łucja,  uspokój sie- powiedział niespokojnym głosem, czułam że coś jest nie tak.
-Kacper co sie dzieje? Gdzie jesteście?
-Na policji. Zadzwoń do mamy i do rodziców Janka muszą tu przyjechać.
-Kacper co się stało!? Co on wam zrobił!?- wrzasnęłam do telefonu tak głośno że nawet mnie zabolał bębenek w uchu. 
-Łucja, to co ci teraz powiem to nie będzie nic dobrego i ...- nie pozwoliłam mu dokończyć
-Kacper! Mów do cholery co się stało!
-On nie żyje Łucja... Nie żyje...